Szpital?

Byłam, widziałam, opowiem... Dla tych którzy nie wiedzą.
Taki oddział psychiatryczny to nie jest miejsce zwyczajne, nie można go pomylić z żadnym innym. Specyficzny krąg ludzkich istnień w najtrudniejszych momentach życia. Tracisz przekonanie czy twoja sytuacja to rzeczywisty problem. Różne myśli przemykają przez umysł, jest morze emocji. Skrajnych. Tak jak skrajne jest to miejsce. Ocean, ocean zniewolenia i wolności. Wolność jest tam gdzie my, my jesteśmy tam zamknięci. Ale to nie jest szpital. To ta niewola naszych umysłów. Czas to jeden dzień i wszystko się zmienia, Ludzkie historie różne, kulminacja jedna. Skrzyżowanie dróg, które nie miały się spotkać, by razem wyjść na prostą, prostszą... trochę prostszą. Nie bój się, to tylko życie. Tam też są ludzie, oni mają wiarę, oni walczą o to by nowy dzień wstał lepszy od poprzedniego. Oni wygrywają i przegrywają. Oni mają plany. To czas by zmienić stosunek do świata, nauczyć się czegoś o sobie, zaufać, zrozumieć po co ta droga, pojąć, że nie jest zbyt kręta. Możemy nią przejść razem, to pomaga. Ty decydujesz, jesteś wolny:)

Komentarze

  1. DlACZEGO TAM BYŁĄŚ? WIEM, ZE MASZ PROBLEMY ALE ZEBY AZ TAK?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj:) Tak, mam problemy i zdecydowałam się skorzystać z pomocy. Ale zapewniam cię, że to nie jest aż tak. To po prostu życie. Tylko życie. Kiedyś też myślałam takimi kategoriami. Mam pójść do psychologa, psychiatry? Czy ja zwariowałam? Szpital to już w ogóle nie do pomyślenia. Zachęcam teraz by odczarować to miejsce w myślach. Ono jest dla ludzi. Nie ma potrzeby, by odrzucać pomoc przez nieuzasadniony strach przed nieznanym. Jeśli kiedykolwiek taka forma leczenia mogłaby okazać się przydatna warto się zastanowić nad tym potencjalnie korzystnym rozwiązaniem;)

      Usuń
    2. Można sobie pomoc samemu po za tym dobra psychoterapia tez pomaga ;) szpital to ostateczność

      Usuń
  2. Szpital w wielu przypadkach to nie ostateczność, a konieczność. Przekonałam się o tym, kiedy mój brat zachorował na poważną chorobę psychiczną i wtedy mimo oporów zrozumiałam, że szpital jest dla niego ratunkiem. Być może dzięki temu, że tam trafił dzisiaj żyje i prowadzi w miarę normalne życie. Robimy wszystko, aby tak było. Po tych dramatycznych przejściach i innych dodatkowych problemach sama teraz borykam się z fobią społeczną. Domniemywam,że ta fobia była we mnie uśpiona przez kilka lat, kiedy życie dla mnie było wspaniałe, wokół krąg przyjaciół. Będąc dzieckiem byłam chorobliwie nieśmiała, ale wydaje mi się, że to była właśnie fobia. Teraz zostałam sama. Często boję się wyjść z domu, boję się rozmów z nieznanymi osobami, zwłaszcza mężczyznami, boję się jeść w miejscach publicznych. Odczuwam ciągły lęk poprzez przyspieszone bicie serca. Mam nadzieję, że ta terapia mi pomoże, bo muszę wrócić do świata żywych. Dziękuję za ten blog !!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie ta terapia pomogła ale tylko na kilka miesięcy. Było naprawdę dobrze. Chętnie rozmawiałem z ludźmi, dzieliłem się z nimi moimi emocjami, wyrażałem często moje zdanie i czułem się znacznie lepiej. Nabrałem pewności siebie. Czułem jak inni mają do mnie większy szacunek. Kiedy myślałem że mam już lęk pod kontrolą, nagle TRACH! Wszystko posypało się w drobny mak... (jest o tym wzmianka w którejś z kolei sesji) Stach wrócił ze zdwojoną siłą. Nie rozmawiam praktycznie z nikim i o niczym. Na powrót zamknąłem się w swoim małym pokoiku i swoim świecie. Wychodzę tylko wtedy gdy jest to konieczne. Boję się że tracę rozum. Moim błędem był brak profilaktyki ćwiczeń zawartych w sesjach, brak powtarzania materiału. Życzę Ci wytrwałości, abyś (za przeproszeniem) nie olała tego materiału jak ja to zrobiłem. W mojej ocenie ta terapia może czynić cuda! Nie popełnij moich błędów. Powodzenia!

      Usuń

Prześlij komentarz